Wczoraj minęły dokładnie 4 miesiące obowiązywania w Polsce stanu epidemii. Chociaż życie w dużej mierze powoli wróciło do normalności, działania związane z walką z koronawirusem wpłynęły na bardzo wiele aspektów naszego życia, zarówno społecznych i gospodarczych. A co stało się na rynku pożyczek?
Wybuch pandemii a popyt i udzielane pożyczki
Oczywiście w momencie gdy mieliśmy „lockdown” i życie na ulicach zamarło, drastycznie spadła również ilość udzielanych pożyczek. Natomiast jednym ze skutków kryzysu gospodarczego było u części osób pogorszenie się warunków materialnych, w związku z czym szukały one dodatkowego finansowania. Ilości udzielonych pożyczek nie można też rozpatrywać w oderwaniu od zmienionych przepisów w ramach tarczy antykryzysowej 3.0 ustawy, które omówione są niżej.
Przechodząc jednak do konkretów – Biuro Informacji Kredytowej (bik.pl) podało ostatnio iż w maju 2020 r. w porównaniu do ubiegłego roku liczba pożyczek spadła o 45,5% (w ujęciu wartościowym spadek był jeszcze większy – 57,9%). Maj był jednak miesiącem w którym było widać już lekkie odbicie (w stosunku do kwietnia udzielono 24% pożyczek więcej). Największy regres widać właśnie w kwietniu – w porównaniu do analogicznego okresu z przed roku, firmy wypłaciły klientom postaci pożyczek dwie trzecie środków mniej.
Chwilówki a tarcza kryzysowa
Jak wszyscy doskonale wiemy, rząd wprowadzał kilka wersji „tarcz antykryzysowych” zmieniających wiele obowiązujących ustaw. Miało to na celu złagodzenie skutków epidemii, zarówno dla firm, jak i zwykłych obywateli. Wśród zmienianych aktów prawnych pojawiła się także ustawa o kredycie konsumenckim, w której to zmieniono (tymczasowo na rok) limity kosztów pozaodsetkowych, mające kluczowe znaczenie dla wysokości kosztów pożyczek pozabankowych. Formalnie chodzi konkretnie o Art. 8d ustawy z dnia 31 marca 2020 r. (Dz.U.2020.568). Jak wyglądają maksymalne koszty po nowemu?
Koszty pożyczek po koronawirusie
Na początku przypomnijmy, na koszty pożyczek mogą się składać koszty odsetkowe (oprocentowanie) i pozaodsetkowe (prowizje i inne opłaty). Zdecydowaną większość kosztów na pozabankowym rynku stanowi ta druga kategoria. Natomiast obie uległy obniżeniu.
Oprocentowanie przed epidemią wynosiło maksymalnie 10% w skali roku. Generalnie maksymalne oprocentowanie to dwukrotność odsetek ustawowych, a te z kolei to suma stopy referencyjnej NBP i 3,5 punkta procentowego. Po obniżkach Rady Polityki Pieniężnej stopa referencyjna wynosi aktualnie 0,1%. Jeśli dodamy do tego 3,5 punkta procentowego, a następnie pomnożymy razy dwa, wychodzi nam 7,2% rocznie.
Z kolei jeśli chodzi o koszty pozaodsetkowe, osobno zostały potraktowane pożyczki do 29 dni (włącznie) oraz te dłuższe. Dla tych krótszych maksymalne koszty pozaodsetkowe wynoszą 5%. Natomiast limit kosztów pozaodsetkowych pożyczek od 30 dni wynosi 15% kwoty pożyczki + 6% kwoty pożyczki rocznie (wczesniej było to 25+30). Dodatkowo całość kosztów pozaodsetkowych nie może przekroczyć 45% niezależnie od czasu kredytowania.
Pokażmy na prostym przykładzie ile maksymalnie może kosztować chwilówka w kwocie 1000 złotych na 30 dni.
Koszty odsetkowe: 7,2% x 1000 zł x (30/365) = 5,92 zł
Koszty pozaodestkowe: 15% x 1000 zł + 6% x 1000 zł x (30/365) = 150 zł + 4,93 zł = 154,93 zł
Łączny maksymalny koszt: 5,92 zł + 154,93 zł = 160,85 zł
Jak można było się spodziewać, nie ma za bardzo ofert które odbiegałyby znacząco od tego maksymalnego limitu.
Jak zareagowały firmy pożyczkowe i klienci?
Różnie. Oczywiście żadna firma działająca legalnie nie może mieć w ofercie pożyczek z kosztami które przekraczałyby wyznaczone limity, jednak jest kilka istotnych zmian.
Generalnie jak zwykle przy temacie kosztów moneta ma dwie strony – oferta pożyczek jest tańsza – to niezaprzeczalny plus dla klientów. Jednak ta obniżka nie wynikła z tego iż spadły koszty prowadzenia firm, czy też zwiększyła się konkurencyjność. To sprawia, iż firmy które funkcjonują dalej na rynku (a nie każda się na to zdecydowała) musiały znaleźć sposób żeby działalność była opłacalna (a przynajmniej pozwoliła przetrwać do powrotu poprzednich przepisów). I to ma już niestety swoje negatywne odbicie dla klientów – praktycznie większość firm zrezygnowało z oferowania pierwszej darmowej chwilówki (co przed pandemią było niemal standardem).
Większość pożyczkodawców udzielających krótkoterminowe pożyczki nie pozwala już na wybieranie terminów spłaty – jest z góry narzucone 30 dni – to z kolei pokłosie tego, iż limit kosztów pozaodsetkowych pożyczek krótszych niż ten okres został ustalony na poziomie 5%. Można tylko zgadywać (z dużą dozą prawdopodobieństwa) że chyba żadna firma nie uznała za sensowne wprowadzanie nierentownej oferty kiedy większość wniosków i tak oscyluje w granicy 30 dni.
Jest jeszcze kwestia ryzyka kredytowego. Minimalizowanie kosztów przez firmy to także surowsza ocena wiarygodności finansowej wnioskujących o pożyczkę. To z kolei sprawia iż część osób osób które przed pandemią dostałyby pozytywną decyzję spotka się aktualnie z odmową – pytanie czy będzie to miało efekt w postaci szukania pożyczek w szarej strefie (to w sumie bardziej pytanie o skalę tego niebezpiecznego zjawiska).
Zmniejszeniu uległy wynagrodzenia które otrzymują pośrednicy finansowi – to naturalnie nie jest kwestia którą martwiliby się klienci, jednak taki skutek zmian także jest widoczny. Podobnie jak potencjalne redukcje etatów w firmach pożyczkowych. Przykładowo Provident znany z tego iż ma sporo „terenowych” pracowników, a działa aktualnie bardziej w zdalnym trybie, tak jak wiele firm z innych branż.
Podsumowując, wirus nieco powywracał sporo na rynku pożyczkowym – przynajmiej tymczasowo. Pytanie o długofalowe skutki pozostaje na razie otwarte, tak samo jak pytanie o finalne skutki gospodarczego kryzysu.